Od 1982
Solidarność
Walcząca
Odział Trójmiasto
Relacje
„Uwolnić Gwiazdę” – relacja z akcji malowania napisu na ścianie wieżowca
Gdy w 1985 r. po raz kolejny Gwiazdę aresztowano, SWT przeprowadziła akcję. Nie była ona sygnowana przez SW. Oto dotyczący tych wydarzeń, niepublikowany dotąd fragment wywiadu przeprowadzonego przez Elżbietę Trybus z Markiem Czachorem.
Wywiad
Pytanie:
Była taka słynna akcja zorganizowana prawdopodobnie przez Klub Wysokogórski: na 12 piętrze bloku na Zaspie…
Odp.:
. ..tak, ja malowałem „Uwolnić”, a Zbyszek Mielewczyk. „Gwiazdę”. Dokładniej, napisy biegły od najwyższej kondygnacji w dół, jedna litera na jedną „wielką płytę”. Napis o wysokości 7 pięter i szeroki na dwie płyty. Andrzej po prawie 3 latach więzienia wyszedł na wolność, po czym został niemal natychmiast aresztowany, pod jakimś pretekstem, na 3 miesiące. Potem zaraz znowu aresztowany, na kolejne 3 miesiące. Było to już nie do wytrzymania i postanowiliśmy zrobić coś spektakularnego. Poza nami brały w tym udział jeszcze dwie osoby (Krzysiek Jasik, który mieszkał w tym bloku, i Boguś Gwóźdź z Wyższej Szkoły Morskiej, jako kierowca). Podczas samej akcji były sytuacje komiczne.
Krzysiek, który tego wieczora trochę sobie podpił, zachowywał się na dachu tak głośno (była 2 w nocy), że wyjrzała przez okno jakaś starsza pani i zagroziła, że zaraz wezwie milicję jeśli natychmiast nie zejdziemy z dachu. Podbiegłem do niej i wyszeptałem: – Ciiicho! Malujemy napis na ścianie! A ona:- To nie mogliście wcześniej powiedzieć? A ja się tak wystraszyłam. Gdy już wisieliśmy na linach, przeszedł pod nami patrol milicji. Sama akcja o mały włos nie została w ostatniej chwili odwołana, bo Zbyszek nie mógł znaleźć pędzla-ławkowca. Znalazł tylko… miotłę, taką zmiotkę do zamiatania podłogi w kuchni. Ale uparł się, że będzie malował tą zmiotką, dlatego „Gwiazdę” było trochę gorszej jakości niż „Uwolnić”.
Całość zajęła ze trzy minuty. Byliśmy doświadczonymi malarzami wysokościowymi.
Było z tego powodu potem sporo zamieszania. Wszczęto naturalnie śledztwo, a ponieważ podejrzenia padły w stronę Klubu, ówczesny prezes Krzysiek Paul został wezwany na przesłuchanie. Wyglądało to mniej więcej tak: – Czy nie wie Pan, kto w Klubie mógłby to zrobić? – Wiem: każdy.
ak naprawdę obawiałem się tylko jednego: kosztów remontu elewacji, stąd informacji tej długo nie ujawniano. Byłem świadkiem paru dyskusji, gdzie zastanawiano się, kto to zrobił. Choć parę osób, oczywiście, wiedziało.
Teresa Puchaczewska, chemik i wybitna alpinistka, mówiła, że szkoda, że do farby nie dodaliśmy np. towotu, bo by się nie dało tego zamalować. Pamiętam, że później wezwali straż pożarną, która miała napis usunąć i kompletnie nie potrafiła sobie z tym poradzić; tak zamalowali nasze hasło, że stało się jeszcze bardziej widoczne, nawet nocą (to mogła być dywersja ze strony strażaków, poza tym ich drabina nie sięgała do najwyższych liter). Więc postanowili wynająć alpinistów, jednak nikt nie chciał się podjąć. Negocjacje trwały jakiś tydzień, aż w końcu Alpinex się zgodził, jednak nie wiem, kto zamalowywał. Wiedział to mój przyjaciel z Klubu, Janusz Bartos, który jednak nigdy nie chciał mi zdradzić, o kogo chodzi. Dziś, niestety, już nie żyje… Nawiasem mówiąc, Andrzeja Gwiazdy już potem nigdy nie aresztowano.
A teraz o tym samym, uwagi Zbyszka Mielewczyka z e-mailu do Marka::
Co do malunku na Zaspie: kiedy okazało się, że brakuje mi jednego pędzla, zajechaliśmy do mojego kolegi, Jarka Skalskiego, wówczas malarza z Absolwenta, ale on też nie miał żadnego pędzla, więc poświęcił swoją zmiotkę. Po latach Jarek z dumą wspominał udział swojej zmiotki w działalności antykomunistycznej. Żałował, że ją wyrzuciliśmy, bo mógłby ją wnukom pokazywać.
Krzysiek na dachu – o ile pamiętam – zachowywał się dość cicho (choć był podpity); jedynie kiedy zebrał do torby butelki po rozpuszczalniku, pieprznął ten pakunek gdzieś w ciemność… Może dlatego przypałętał się ten patrol. A ta starsza pani nas przyłapała, bo jej piesek zaczął na ciebie szczekać. Kobieta wyjrzała przez okno, a tam czaił się jakiś typ się w kominiarce… Cud, że cię wałkiem przez łeb nie potraktowała. W Absolwencie też ubecja wypytywała – z takim samym skutkiem, jak w Klubie. W obu firmach nie udało się znaleźć nikogo do zamalowania napisu, mimo sporych pieniędzy. Adam Bójek zresztą – o ile wiem – nawet nikogo nie pytał, tylko odrzucił zlecenie („brak mocy przerobowych”).
Napis zamalowała ekipa z Alpineksu; jeden z nich nazywał się Chodaczek, czy jakoś tak – to kumpel R.T., opowiadał mu potem o tym. Chodziły słuchy, że miał potem problemy w Alpineksie – do tego stopnia, że bał się pracować z innymi, żeby mu liny nie podcięli. Ale to może być legenda.
Strażacy zaś zrobili b. dobrą robotę – ewidentnie napis poprawili: litery były bielutkie, a płyty obok – ledwo pociągnięte farbą. W rezultacie napis był widoczny, a cała ściana – teraz biała do VI piętra – jeszcze bardziej rzucała się w oczy.
Wywiad
Pytanie:
Była taka słynna akcja zorganizowana prawdopodobnie przez Klub Wysokogórski: na 12 piętrze bloku na Zaspie…
Odp.:
. ..tak, ja malowałem „Uwolnić”, a Zbyszek Mielewczyk. „Gwiazdę”. Dokładniej, napisy biegły od najwyższej kondygnacji w dół, jedna litera na jedną „wielką płytę”. Napis o wysokości 7 pięter i szeroki na dwie płyty. Andrzej po prawie 3 latach więzienia wyszedł na wolność, po czym został niemal natychmiast aresztowany, pod jakimś pretekstem, na 3 miesiące. Potem zaraz znowu aresztowany, na kolejne 3 miesiące. Było to już nie do wytrzymania i postanowiliśmy zrobić coś spektakularnego. Poza nami brały w tym udział jeszcze dwie osoby (Krzysiek Jasik, który mieszkał w tym bloku, i Boguś Gwóźdź z Wyższej Szkoły Morskiej, jako kierowca). Podczas samej akcji były sytuacje komiczne.
Krzysiek, który tego wieczora trochę sobie podpił, zachowywał się na dachu tak głośno (była 2 w nocy), że wyjrzała przez okno jakaś starsza pani i zagroziła, że zaraz wezwie milicję jeśli natychmiast nie zejdziemy z dachu. Podbiegłem do niej i wyszeptałem: – Ciiicho! Malujemy napis na ścianie! A ona:- To nie mogliście wcześniej powiedzieć? A ja się tak wystraszyłam. Gdy już wisieliśmy na linach, przeszedł pod nami patrol milicji. Sama akcja o mały włos nie została w ostatniej chwili odwołana, bo Zbyszek nie mógł znaleźć pędzla-ławkowca. Znalazł tylko… miotłę, taką zmiotkę do zamiatania podłogi w kuchni. Ale uparł się, że będzie malował tą zmiotką, dlatego „Gwiazdę” było trochę gorszej jakości niż „Uwolnić”.
Całość zajęła ze trzy minuty. Byliśmy doświadczonymi malarzami wysokościowymi.
Było z tego powodu potem sporo zamieszania. Wszczęto naturalnie śledztwo, a ponieważ podejrzenia padły w stronę Klubu, ówczesny prezes Krzysiek Paul został wezwany na przesłuchanie. Wyglądało to mniej więcej tak: – Czy nie wie Pan, kto w Klubie mógłby to zrobić? – Wiem: każdy.
ak naprawdę obawiałem się tylko jednego: kosztów remontu elewacji, stąd informacji tej długo nie ujawniano. Byłem świadkiem paru dyskusji, gdzie zastanawiano się, kto to zrobił. Choć parę osób, oczywiście, wiedziało.
Teresa Puchaczewska, chemik i wybitna alpinistka, mówiła, że szkoda, że do farby nie dodaliśmy np. towotu, bo by się nie dało tego zamalować. Pamiętam, że później wezwali straż pożarną, która miała napis usunąć i kompletnie nie potrafiła sobie z tym poradzić; tak zamalowali nasze hasło, że stało się jeszcze bardziej widoczne, nawet nocą (to mogła być dywersja ze strony strażaków, poza tym ich drabina nie sięgała do najwyższych liter). Więc postanowili wynająć alpinistów, jednak nikt nie chciał się podjąć. Negocjacje trwały jakiś tydzień, aż w końcu Alpinex się zgodził, jednak nie wiem, kto zamalowywał. Wiedział to mój przyjaciel z Klubu, Janusz Bartos, który jednak nigdy nie chciał mi zdradzić, o kogo chodzi. Dziś, niestety, już nie żyje… Nawiasem mówiąc, Andrzeja Gwiazdy już potem nigdy nie aresztowano.
A teraz o tym samym, uwagi Zbyszka Mielewczyka z e-mailu do Marka::
Co do malunku na Zaspie: kiedy okazało się, że brakuje mi jednego pędzla, zajechaliśmy do mojego kolegi, Jarka Skalskiego, wówczas malarza z Absolwenta, ale on też nie miał żadnego pędzla, więc poświęcił swoją zmiotkę. Po latach Jarek z dumą wspominał udział swojej zmiotki w działalności antykomunistycznej. Żałował, że ją wyrzuciliśmy, bo mógłby ją wnukom pokazywać.
Krzysiek na dachu – o ile pamiętam – zachowywał się dość cicho (choć był podpity); jedynie kiedy zebrał do torby butelki po rozpuszczalniku, pieprznął ten pakunek gdzieś w ciemność… Może dlatego przypałętał się ten patrol. A ta starsza pani nas przyłapała, bo jej piesek zaczął na ciebie szczekać. Kobieta wyjrzała przez okno, a tam czaił się jakiś typ się w kominiarce… Cud, że cię wałkiem przez łeb nie potraktowała. W Absolwencie też ubecja wypytywała – z takim samym skutkiem, jak w Klubie. W obu firmach nie udało się znaleźć nikogo do zamalowania napisu, mimo sporych pieniędzy. Adam Bójek zresztą – o ile wiem – nawet nikogo nie pytał, tylko odrzucił zlecenie („brak mocy przerobowych”).
Napis zamalowała ekipa z Alpineksu; jeden z nich nazywał się Chodaczek, czy jakoś tak – to kumpel R.T., opowiadał mu potem o tym. Chodziły słuchy, że miał potem problemy w Alpineksie – do tego stopnia, że bał się pracować z innymi, żeby mu liny nie podcięli. Ale to może być legenda.
Strażacy zaś zrobili b. dobrą robotę – ewidentnie napis poprawili: litery były bielutkie, a płyty obok – ledwo pociągnięte farbą. W rezultacie napis był widoczny, a cała ściana – teraz biała do VI piętra – jeszcze bardziej rzucała się w oczy.