Atawizmy

Druga połowa lat 80-tych, Gdańsk-Morena. Stałem właśnie z Andrzejem Gwiazdą na przystanku autobusowym, kiedy przypałętał się jakiś patrol milicji.

— Dokumenty proszę. Co jest w tym plecaku?

— Plecak — odparłem.

Andrzej się rozpromienił, zaś milicjant spojrzał na mnie spode łba.

— Jak to? Plecak w plecaku? — to się nie mieściło w służbowej głowie.

— Tak.

— A w tym drugim plecaku? — to pytanie chyba miało być podchwytliwe.

— Torba.

— A w tej torbie? — warknął.

— Kapeć — wyznałem zgodnie z prawdą. Andrzej wydawał się coraz bardziej zadowolony.

— Otworzyć! Pokazać! — Funkcjonariusz postanowił zweryfikować moje niezwykłe zeznania. Kiedy wreszcie jego oczom ukazał się kapeć, uznał, że coś tak niepojętego musi rozwikłać wyższa szarża. Zabrali nas na posterunek.

Dość długo staliśmy na korytarzu, przy otwartych drzwiach do pokoju, w którym jakiś sierżant głowił się, co dalej z nami począć. Przyskrzynił samego Gwiazdę — szkoda byłoby go tak wypuścić. My tymczasem umilaliśmy sobie czas pogawędką. Opowiedziałem Andrzejowi, jak to Jasiek Bartos wykorzystał swoją wiedzę o małpach. Od pewnego czasu jeździł motocyklem bez prawa jazdy. Co rusz musiał płacić mandaty, w końcu wziął się na sposób. W książce o zwyczajach małp wyczytał, jak się zachowuje słabszy osobnik wobec silniejszego, agresywnego — kuli ramiona, pochyla głowę, nie patrzy w oczy, tylko gdzieś po bokach. Przy najbliższej okazji Jasiek tak właśnie zrobił — zatrzymany, zeskoczył z motocykla, zdjął kask i pokornie wysłuchiwał połajanek. W końcu cichutko spytał:

— To co teraz ze mną będzie?

Zobaczył, jak milicjantowi pierś się dumnie wypina, kątem oka zauważył zwycięski uśmiech…

— No, żeby mi to było ostatni raz! — uniesiony milicyjny palec podkreślił wagę tych słów. Od tej pory Jasiek nie zapłacił ani jednego mandatu.

Andrzej z kolei opowiedział mi o „ząbku”.

— Widok zębów to, zwłaszcza w świecie zwierząt, bardzo intensywny komunikat. Albo przyjazny, albo agresywny. Niektórzy ludzie bardzo mocno reagują na taki widok. — Andrzej wykonał szybki ruch wargą, na moment odsłaniając lewą górną „trójkę”. — Kiedy nie wiedzą, jak to zinterpretować, wpadają w popłoch. Zabawiałem się tak czasem na nudnych posiedzeniach. Ubaw po pachy! Popatrz tylko…

Co pewien czas przechodził koło nas jakiś milicjant, rzucając Andrzejowi władcze spojrzenie. Właśnie jeden się zbliżył — wtedy błysnął „ząbek”. Efekt był piorunujący — funkcjonariusz nagle się skulił, zaczął nerwowo rozglądać, duma na twarzy ustąpiła miejsca jakiejś żałosnej minie. Dosłownie czmychnął, potykając się o własne nogi.

— A co, jeśli ktoś zna tę sztuczkę? — spytałem. Sierżant, który słyszał każde nasze słowo, utkwił wzrok w Andrzeju.

— Nie wiem, ale można sprawdzić — odparł Andrzej i puścił „ząbka” do sierżanta…

Faktycznie, zadziałało, aż mi się żal człowieka zrobiło.

— Eee… Yyy… Chciałem powiedzieć… — zaczął mamrotać, nerwowo przekładając papiery na biurku. Wreszcie podsunął nam dokumenty i wykrztusił:

— Możecie iść.

Już na ulicy Andrzej podsumował nasze naukowe obserwacje:

— Wygląda na to, że zapóźnieni w ewolucji mają silniejsze atawizmy.