Edek Frankiewicz:
„Niezapomniana Pani Jadzia”

 Bogata przeszłość rodzinna w walce o niepodległość Polski. Ojciec, Szef Narodowych Sił Zbrojnych Ignacy Oziewicz, to korzenie p. Jadzi.
Poznałem p. Jadzię nawiązując kontakt z Janem Białostockim, dzięki p. Teresie Zajdel, która mieszkała w sąsiedztwie, na Śląskiej. Obie panie przyjaźniły się.
Nigdy bym nie przypuszczał, iż nawiąże się między nami wspaniała przyjaźń, która zaowocowała po wielu latach konspiracji mnóstwem kontaktów ze wspaniałymi ludźmi. Spotykałem się z panią Jadzią i jej synem Janem i prowadziliśmy wielogodzinne dyskusje dotyczącą strategii wspierania działalności w Solidarności Walczącej. Pani Jadzia wspominała o konspiracji, nawiązując do czasów ojca, który walczył w Narodowych Siłach Zbrojnych.
Dom Białostockich przy Sląskiej 51/30 był zapleczem technicznym dla Radia Podziemnego. Stał się także magazynem broszur, biuletynów i ulotek. Wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na mądre słowo, życzliwość czy gotowość do pomocy.
Z kresowych opowieści p. Jadzi utkwiły mi opowieści o spotkaniach jej ojca z Marszałkiem Piłsudskim i dziecięce wspomnienia o konnych przejażdżkach w domu rodzinnym. Nie wiem, czy w tamtym czasie, bez takiej przyjaźni jak Jadwiga, Jan, p. Teresa i jej córka Małgosia, można było przetrwać?
Było wielu innych wspaniałych ludzi, a wszyscy dobrze znaliśmy się i mogliśmy na sobie polegać i dzięki temu byliśmy w stanie działać w strukturze konspiracyjnej takiej jak Solidarność Walcząca.
Poczułbym się niespełniony, gdybym nie wspomniał pośród tych wszystkich relacji o nieżyjącej już pani Jadzi Białostockiej, która była osobą bardzo sympatyczną, opanowaną i bardzo się o mnie troszczyła.
Nie sposób nie zauważyć, że grupa ta istniała na styku różnych środowisk opozycyjnych. Mimo działalności dość szerokiej, – jak wynika z opisu, opartego na relacjach członków grupy -, nie była zauważalna w Trójmieście jako organizacja. Nie wydawała prasy SW, nie drukowała książek, nie organizowała manifestacji jako SW.  Sytuacja opisana powyżej, ze zmianą tekstu gazetki SW sugerowała próbę przejęcia kontroli nad strukturami trójmiejskimi. Uznaliśmy, że była to próba spacyfikowania rodzącej się organizacji, która już wówczas traktowana była jako zagrożenie dla ugodowych działaczy związkowych kontrolowanych w zdecydowanej większości przez Wałęsę. Mieliśmy wrażenie, że skoro nie można zapobiec rozwojowi Solidarności Walczącej to ktoś chce wykorzystać, prawdopodobnie nieświadomych ludzi do stworzenia spoległej grupy, którą będzie można manipulować dla własnych potrzeb. Tak to wówczas wyglądało.

    Uderza nas stwierdzenie o olbrzymich ilościach papieru i kontroli drukarń związkowych, w sytuacji gdy my odczuwaliśmy przez całe lata 80, permanentne braki, i papieru i maszyn do druku. W tym wypadku brak współpracy i „głęboka konspiracja grupy gdańskiej” działał tylko na szkodę SW.  Nigdy od nikogo nie dostaliśmy więcej niż kilka ryz jednorazowo. Papier kupowaliśmy za ciężkie pieniądze m.in. z drukarni kościelnej, w której na papierze szabrowanym (jak rozumiemy) komunistom, drukowano usługowo nalepki na wódkę dla Polmosu. Tak samo jak w drukarni pelplińskiej, plakaty toples z ówczesną gwiazdką Sabriną.
Pamiętamy, że kiedyś złapano osobę która nam sprzedawała papier i całe trójmiejskie środowisko „opozycyjne” aż wrzało z oburzenia, że okradamy kościół.

    Oddział Trójmiejski dysponował własnym offsetem od marca 1986 r. Współpraca, polegająca na drukowaniu wydawnictw SW Trójmiasto, przez „andersowców” nie została nigdy nawiązana. Wiosną 1988, po wpadce Zwiercana, dwa numery stoczniowego biuletynu SW i kilka ulotek wydrukował „usługowo” Andrzej Fic w drukarni Oficyny „Kształt”. Kontakt nawiązał i utrzymywał Edek Frankiewicz i to tylko dlatego, że aresztowanie nastąpiło w trakcie zmiany lokalizacji własnej drukarni, a przed uruchomieniem nowej sieci łączników, co spowodowało zablokowanie offsetu SW Trójmiasto do czasu powrotu Romana.
Jedną lub dwie ulotki, na samym początku roku, wydrukowano też w drukarni kontrolowanej przez Molke, pracownika SB na etacie niejawnym. Pierwszą z nich zlecał Bolek Siedlecki, który znał ludzi ze środowiska „SWG”. Drugą Marek Czachor. Może więc chodzić o druk tych ulotek.

    Na zakończenie należy jasno podkreślić: Nie było żadnej „grupy Zwiercana.” Istniała Solidarność Walcząca Oddział Trójmiasto. Roman Zwiercan działał w niej do aresztowania w 1987 i kierował nią po opuszczeniu aresztu, w październiku 1988 r. Funkcję sprawował aż do zaprzestania działalności, w lipcu 1990 r. Był wówczas także członkiem Komitetu Wykonawczego SW.