Od 1982
Solidarność
Walcząca
Odział Trójmiasto
Terroryści i oszołomy.
Kwestie walki.
Po moim aresztowaniu w 1987 roku światowa organizacja więźniów sumienia Amnesty International nie chciała zaliczyć mnie w poczet swoich podopiecznych. Argumentowali, że Solidarność Walcząca jako niewyrzekająca się przemocy to organizacja terrorystyczna. Wtedy mój kolega prof. Andrzej Wiszniewski przytomnie zaproponował, żeby wszystkich Polaków uznać za terrorystów bo w naszym hymnie śpiewamy: „co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy”.
Rota Solidarności Walczącej zaczyna się zdaniem: „Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną…”. Na pewno chodziło o walkę o serca i umysły, co wiązało się z wydawniczą, radiową i ogólnie informacyjną aktywnością. Ale nie wykluczaliśmy żadnej formy walki, łącznie z walką zbrojną jeśli zajdzie taka konieczność. Już w 1982 r. w pierwszym numerze naszej gazetki, w tekście „Dlaczego walka?” pisaliśmy: „Aby nie zatracić się w biernym oporze, ale wspomagać go czynem”. A w „Naszej Wizytówce” z 1983 r. zapowiadaliśmy „karanie oprawców i nadgorliwych egzekutorów reżimu komunistycznego”. W Zasadach Ideowych i Programie Solidarności Walczącej tworzonych w 1986 a opublikowanych w 1987 są m. in. następujące sformułowania: „Niesprzeciwianie się złu-siłą, wtedy gdy ono samo się nią posługuje, oznacza oddanie bezbronnych na pastwę zła.”, „W sytuacji nasilenia represji ze strony reżimu, w wypadkach państwowego terroru lub obcej interwencji – podejmiemy, jako organizacja, czynną samoobronę.”. Pisaliśmy też, że będziemy „tworzyć grupy samoobrony SW, gotowe czynnie odpowiedzieć na gwałt” i „rejestrować fakty znęcania się, brutalnych przesłuchań itp. W drastycznych przypadkach nie pozostawiać sprawców bez zasłużonej kary.”.
Byliśmy więc w latach osiemdziesiątych jedyną podziemną organizacją biorącą poważnie pod uwagę możliwość czynnej walki. Niektóre nasze zakonspirowane grupy gromadziły materiały wybuchowe, nękały szpicli i SB-ków, ćwiczyły metody walki. Nie była to powszechna i najważniejsza forma naszej działalności, bo też przeciwnik chylący się ku upadkowi reżim komunistyczny w sposób umiarkowany stosował przemoc. W sumie nasze stanowisko w tej trudnej i delikatnej materii, jak sądzę, przyczyniło się do ograniczenia samowolnych i spontanicznych aktów stosowania siły – z zemsty, z nienawiści czy z rozpaczy. Dla młodych ludzi chcących walczyć stanowiliśmy zorganizowaną propozycję, w której mogli odpowiedzialnie uczestniczyć. Solidarność Walcząca przez swój program i jawnie artykułowane mocne, radykalne hasła i wartości paradoksalnie stabilizowała polską scenę społeczno-polityczną w latach 80.
Utworzyliśmy ten dział aby przybliżyć najbardziej tajną część działalności ludzi z Solidarności Walczącej w Trójmieście. Materiały te nie były nigdy dotąd publikowane. Relacje z nimi związane także.
Przez ubecję oraz sporą część „kanapowej opozycji postsolidarnościowej”, dążącej za wszelką cenę do ugody z komunistami określani byliśmy jako „ekstremiści i terroryści”. Nie były to oceny w żadnej mierze usprawiedliwione.
Dopuszczaliśmy stawianie czynnego oporu, ale tylko w razie nasilenia represji przez „aparat władzy” i staraliśmy się do tego przygotować najlepiej jak potrafiliśmy. Gromadziliśmy broń, materiały wybuchowe a przede wszystkim wiedzę. Wszystko w największej tajmnicy. Dzisiaj już możemy powiedzieć, że grupa „sabotażowo-dywersyjna”, tylko w Stoczni im. Komuny Paryskiej liczyła conajmniej siedem osób. Poza stocznią były inne, jeszcze bardziej zakonspirowane grupy. Znając realia i beztroskę polskiej opozycji, może nas dziwić, że udało zachować się ich skład i zadania w tajemnicy przed ubecją do końca. Znacząca część grupy została „ujawniona” dopiero obecnie, na tej stronie.
SB – sprawa obiektowa „Splin”.
Bierna postawa i brak zdecydowanych działań podziemnych władz związku doprowadziła w maju 1982 roku do powstania Solidarności Walczącej. Już w pierwszym numerze naszej gazetki, wydanej we Wrocławiu, w tekście „Dlaczego walka?” pisaliśmy: „Aby nie zatracić się w biernym oporze, ale wspomagać go czynem”. Wyjaśnione to zostało wyraźniej w „Naszej Wizytówce” z 1983 r. gdzie zapowiadaliśmy „karanie oprawców i nadgorliwych egzekutorów reżimu komunistycznego”. W Zasadach Ideowych i Programie Solidarności Walczącej wyartykułowaliśmy jasno: „Niesprzeciwianie się złu-siłą, wtedy gdy ono samo się nią posługuje, oznacza oddanie bezbronnych na pastwę zła.”, „W sytuacji nasilenia represji ze strony reżimu, w wypadkach państwowego terroru lub obcej interwencji – podejmiemy, jako organizacja, czynną samoobronę.”. Zapowiadaliśmy, że będziemy „tworzyć grupy samoobrony SW, gotowe czynnie odpowiedzieć na gwałt” i „rejestrować fakty znęcania się, brutalnych przesłuchań itp. W drastycznych przypadkach nie pozostawiać sprawców bez zasłużonej kary.”.
To nie były czcze deklaracje.
W jej wyniku opracowano w 1985 roku pierwszą analizę zagrożeń. Powyżej przykładowe, „terrorystyczne” zagrożenia.
Esbecja podjęła decyzję o włączeniu wszystkich spraw operacyjnych, zakwalifikowanych jako „zagrożenie terrorystyczne”, do sprawy „obiektowej Splin”. Co roku, przeprowadzano w jej ramach analizę zagrożeń i opracowywano plan działania. Trwało to aż do 1990 roku. Mimo poważnego potraktowania zagrożenia, prowadzący sprawę esbecy bali się chyba przekazać swoim przełożonym faktyczne wyniki śledztwa. Znaleźliśmy raporty, w których stwierdzają, że poszczególne sprawy nie łączą się ze sobą mimo, że nawet pobieżne przeglądnięcie zestawienia wskazuje na co innego.
W ramach „Sprawy obiektowej Splin” znalazła się także sprawa zamachu na Komitet Miejski PZPR w Gdyni. Otrzymała ona kryptonim „Erupcja”. Z analizy akt wynika, że podczas jej prowadzenia przeprowadzono ponad 150 rewizji oraz przesłuchano podobną ilość osób. Ciekawostką jest fakt, że mimo olbrzymiego zaangażowania sił i środków nie zdobyto ŻADNYCH dowodów wiążących konkretne osoby ze sprawą. Intrygujące jest, że nie ograniczano się do przewidzianych prawem procedur, lecz uciekano się nawet do „tajnych przeszukań” – przykład w punkcie 6, na karcie po prawej stronie.
Najciekawsze jest jednak, że z akt sprawy jasno wynika, że poszczególne komórki WSI oraz SB nie współpracowały ze sobą najlepiej. W październiku 1987, w innym śledztwie, nie wchodzącym w „Sprawę obiektową Splin”, esbecja uzyskała zeznania Andrzeja Szymańskiego, które wskazywały na powiązanie z zamachem Andrzeja Kołodzieja i Romana Zwiercana. Nic jednak nie wskazuje na to, że informacja ta dotarła do prowadzących SO „Erupcja”, a więc i do koordynujących SO „Splin”. Nigdzie nie wymienia się ich nazwisk. Ostatecznie sprawa została zakończona bez oficjalnego wykrycia sprawców.
Zastanawia także niepełne zestawienie spraw. Nie wszystkie znane nam akcje, przeprowadzone przez ludzi z Solidarności Walczącej zostały w SO „Splin” wykazane. Są za to sprawy z którymi członkowie SW nie mieli nic wspólnego, ale to oczywiste. Dziwią jednak braki. Można to tłumaczyć na dwa sposoby: nie wszyscy zgłaszali, – brak akcji zalewania kwasem, niszczenia samochodów aktywistów PZPR ze stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni -, albo, brak współpracy SB, także na niższych szczeblach, owocujące nie przekazaniem danych. Inaczej mówiąc: fałszujące wykazy. Potwierdza to fakt, że w aktach SO „Erupcja” wchodzącej w SO „Splin”, jest wzmianka o wrzuceniu 27 lutego 1987 r. granatu dymnego na zebranie aktywu PZPR w SKP , a już w tej drugiej, (SO „Splin”), nie ma w zestawieniu.
Braki nie dotyczą tylko akcji „wewnętrznych”, na i przy terenie stoczni, które wchodziły w kompetencję zakładowej komórki SB. Nie znaleźliśmy także nic na temat akcji rozpędzenia pochodu pierwszomajowego, poprzez wrzucenie granatów z gazem łzawiącym, w okolicach trybuny z ówczesnymi władzami. To już zupełnie nie zrozumiałe, ale pokazuje, że SB nie była tak doskonale zorganizowana.
Fakty – przygotowania
Wśród gromadzonej broni zdażały się egzemplarze „muzealne”. Dostaliśmy kilka kolejnych fotografii. Pomimo wyglądu, niezbyt dobrze zachowanych antyków, egzemplarze były, w latach 80′ całkiem sprawne.
Czeski skorpion i polski P-64 to już nowsze „zdobycze”.
Otrzymaliśmy także, już w 1984 r., od przyjaciół z zagranicy plany umożliwiające w „domowych warunkach”, przy użyciu najprostszych narzędzi produkcję pistoletów. Przesyłka dotarła w formie negatywów zrobionych z legalnie opublikowanej w USA książki dla hobbystów, pasjonatów militariów. U nas był to materiał grożący wysokimi karami więzienia.
Poniżej część zdigitalizowanych negatywów.
Pistolet maszynowy “made in Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni” – porównanie historyczne.
Konspiracyjne wyprodukowanie w gdyńskiej stoczni pistoletów maszynowych w 1985 roku było ewenementem w historii PRL. Wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze podziemie niepodległościowe po zakończeniu II wojny światowej z uwagi na mnogość broni, która znajdowała się w rękach ludności po przejściu frontu oraz wcześniejszych działań insurekcyjnych w ramach Planu “Burza” nie było zmuszone do tworzenia i produkcji własnych egzemparzy broni. Po wtóre w latach następnych jedynym znaczącym wystapieniem ludności przeciwko “władzy ludowej”, w którym ludność użyła broni było Powstanie Poznańskie 1956 r. Mimo swego ogromnego dramatyzmu było to jednakże zdarzeniem stosunkowo krótkotrwałe. Dla tego też odniesień do gdyńskiego epizodu należy szukać w konspiracyjnej produkcji zbrojeniowej z okresu II wojny światowej.
Najbardziej znanym jej przejawem było wyprodukowanie 1.000 sztuk pistoletu maszynowego Sten. Jednakże prawdziwym ewenementem było skonstuowanie i produkcja pistoletu maszynowego “Błyskawica”. Dokumentacja techniczna tej broni została wykonana w okresie od stycznia do kwietnia 1943, zaś prototyp był gotowy na przełomie sierpnia i września 1943 r. Podobnie jak miało to miejsce wiele lat później w Gdyni produkcję wdrożono konspiracyjnie w legalnie funkcjnujacej firmie w tym przypadku był to Elektrit produkujący kuchenki. Jednakże na tym podobieństwa się kończą, bowiem Błyskawica była skonstruowana przez grono osób, które zawodowo zajmowały się tworzeniem konstrukcji broni palnej tj.: inż. Wacława Zawrotnego i Seweryn Wielniera. Produkcja sięgnęła poziomu ok. 700 sztuk, a odbiorcą i kordynatorem produkcji była Komenda Główna Armii Krajowej, co oznaczało, iż twórcy i producenci broni działali w ramach niezwykle rozbudowanych struktur Państwa Podziemnego, których nie da się porównać do rzeczywistości połowy lat 80 – tych.
Kolejna inicjatywa produkcji broni miała miejsce w Opatowie, gdzie Polikarp Rybicki, Witold Szfrański i Stanisław Skorupka zimą 1943 skonstruowali pistolet maszynowy KIS znany również pod nazwą Likwidator. W sumie do lipca 1944 roku wyprodukowano niespełna 40 sztuk tej broni.
Następne działania mające na celu konspiracyjne wyprodukowanie broni wiązały sie z działalnością ojca i syna Grzegorza oraz Jana Choroszmanów, którzy dla działającej w ramach partyzanki sowieckiej na Polesiu, a złożonej z Polaków Brygady Partyzanckiej im. Tadeusza Kościuszki stworzyli od jesieni 1943 do lutego 1944 roku serię 22 pistoletów maszynowych, w których wykorzystano rozwiazania zaczerpnięte z PPSz wz. 41 i PPD – 40. W tym samym 1944 Jan Choroszman stworzono jeszcze 4 sztuki pistoletu maszynowego zbliżonego do PPD – 40 oraz 1 egzemplarz pistoletu maszynowego wyposażonego w tłumik płomienia wzorowany na rozwiazaniach zastosowanych w rkm-ie Diegtiariowa. Na zakończenie należy dodać, iż Jan Choroszman po wojnie walczył w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych, został pochwycony przez UB i skazany na karę śmierci, która następnie została zamieniona na dożywotnie więzienie.
Bardzo ciekawie wypada porównanie osiagnięć Trójmiejskiego Oddziału Solidarności Walczącej do inicjatywy produkcji własnej broni w okresie wojny przez Bataliony Chłopskie. W 1943 roku właśnie w ramach struktur BCh powstał pistolet maszynowy Bechowiec – 1. Była to broń skonstruowana przez Henryka Strąpocia. W sumie wyprodukowano w latach 1943 – 1944 11 sztuk tej broni. W tym samym 1944 roku inny żołnierz BCH Jan Swata sworzył 2 sztuki pistoletu maszynowego Bechowiec – 2.
Reasumując należy podkreślić, iż inicjatywa stoczniowców z Gdyni od której minęło już ćwierć wieku jest niezmiernie interesującym przyczynkiem historycznym uderzająco podobnym do wcześniejszej produkcji pistoletów maszynowych: Bechowiec – 1 oraz Bechowiec – 2 i jako taki winien być upubliczniony i upamientniony.
Aleksander Kozicki
Z innego źródła otrzymaliśmy „elementarz” produkcji najprostszych materiałów wybuchowych oraz detonatorów i zapalników. Wszystkie materiały zostały przetestowane i również na tym poprzestaliśmy. Największą zaletą „przepisów” była ich prostota i wykorzystanie surowców ogólnie dostępnych. Wystarczyło wyjść na przysłowiowy róg i w najbliższym osiedlowym sklepiku zrobić zakupy.
(ze względów bezpieczeństwa przepisy zostały „zdekompletowane”)
Opisy działalności grupy zamieszczone zostaną w dziale „Relacje” w miarę ich opracowywania